Przygotowania do wyprawy rowerowej wzdłuż rzeki Dunaj

Mimo, ze Wyprawa Dunaj była dla nas czymś nowym i nie wiedzieliśmy czego możemy się spodziewać (szczególnie po naszych ciałach), od dłuższego czasu staraliśmy się zebrać w sobie, by regularnie trenować przed wyjazdem. Niestety, jeśli chodzi o przygotowanie fizyczne, nie zrealizowaliśmy zakładanych planów, a całość przygotowań skończyła się na kilkunastu przejażdżkach po Poznaniu i okolicach oraz jednej próbie pokonania trasy Poznań – Grudziądz (około 205km). Trasę ukończyliśmy na 165. kilometrze. Wygrała pogoda – 22 lipca było bezchmurnie, a temperatury sięgały 30°C. Brak ogólnego przygotowania i rozsądek wzięły górę. W końcu w przypadku Wyprawy rowerowej wzdłuż rzeki Dunaj zakładaliśmy około 100km dziennie, także nie było potrzeby windowania kilometrów na siłę.

Noclegi, dojazd na miejsce

Całość organizacji sprowadzała się do zaplanowania przebiegu naszej wyprawy rowerowej oraz dojazdu na miejsce startowe. Biorąc pod uwagę nasze doświadczenie (a raczej jego brak) nie chcieliśmy sztywno trzymać się wybranej trasy, czy oszacowanych czasów przejazdu. Nie przygotowaliśmy z góry wyznaczonych punktów noclegowych – dawało nam to dużą swobodę w przemierzaniu trasy, jednocześnie podkręcając całą zabawę. Chyba nie czulibyśmy takiej satysfakcji, gdybyśmy z góry wiedzieli jaki nocleg nas czeka.
W przygotowania należy wliczyć organizację dojazdu na miejsce startowe (wybraliśmy austriackie miasto Linz) oraz organizację całości sprzętu. Z rzeczy, które z góry zaplanowaliśmy był nocleg w Budapeszcie – to tu chcieliśmy spędzić kilka nocy po przejechaniu całej naddunajskiej trasy rowerowej. Nie sprecyzowaliśmy konkretnej daty dojazdu – zakładaliśmy „plus-minus” jeden dzień. Przy trasie około 650km wydawało się to rozsądne.

Ze względu na to, że nie wiedzieliśmy jak potoczy się cała podróż i ile dni pozostaniemy w stolicy kraju naszych Bratanków, nie zaplanowaliśmy powrotu. Wiedzieliśmy, że jak damy radę z przejazdem całości, powrót nie będzie straszny. Z pewnością na blogu opiszę sam jpowrót – bo jest o czym pisać.
Jeśli chodzi o sam sprzęt, szukaliśmy odpowiednich bagażników oraz sakw i sprzętu turystycznego. Nasze zakupy sprowadziły się do namiotu, śpiworów, mat samopompujących, podstawowych narzędzi, zapasowych dętek i kilku innych dodatków (o tym w przyszłości).

Nie zabrakło także takich dodatków jak Power Banki, czy uchwyty do telefonu. Dla większego poczucia bezpieczeństwa zaopatrzyliśmy się w gazy łzawiące. Oczywiście na liście rzeczy nie pominęliśmy baterii do aparatu oraz kamery sportowej i kilku kart pamięci. Nie przepadam za akcesoriami typu kijek do selfie – ale co tam, uprzedzenia odstawiłem na bok i dołożyłem i to „ustrojstwo”.

Jedzenie na wyprawę rowerową

Dla zminimalizowania wagi naszego ekwipunku nie zabieraliśmy na start wielkich ilości wody i jedzenia. Ograniczyliśmy się do dwóch butelek wody na osobę, a jako prowiant posłużyło nam kilkanaście opakowań chrupkiego chleba orkiszowego (wielkością przypominał sezamki), który – o dziwo – zrobił świetną robotę.
Ubrania sprowadzały się głównie do koszulek termoaktywnych oraz dwóch par spodenek. Aby nie przesadzać z wagą, zabraliśmy po dwie pary butów (jedna para na jazdę, jedna do chodzenia) i po jednej kurtce przeciwdeszczowej. Poprzez nasze ograniczenia, ubrania na zimniejsze pory zminimalizowaliśmy – jedna para długich spodni dresowych i jakaś bluza. Do tego czapki, chusty na głowę, okulary przeciwsłoneczne, a całość zwieńczały dwa ręczniki na osobę.

Jeśli chodzi o kosmetyki, moje sprowadzały się do podstawowej higieny, w kosmetyczkę mojej dziewczyny nie zaglądałem 😉 Prosiłem tylko, by starała się ograniczyć ją do minimum i chyba trochę mnie posłuchała.  kremu z mocnym filtrem UV oraz sprayu na komary.
Szczegóły dotyczące tego, co pojechało z nami przedstawię w osobnym poście.

Jaki rower?

Nie mogło oczywiście zabraknąć najważniejszych rzeczy – rowerów. Mój rower to Superior Jet 29, z roku 2013, ze standardowym osprzętem, które ten model fabrycznie posiada. Edyta dzielnie pokonywała kilometry na Meridzie Big Seven 40 – koła 27” – model z roku 2017, także z podstawowym osprzętem. Rowery nie zawiodły. W dalszych postach postaram się opisać plusy i minusy takiego wyboru.

Dodaj komentarz